Ustawodawca wspólnotowy nie rozróżnia tzw. rozpowszechniania od opublikowania. A jest to podział o podstawowym znaczeniu dla polskiego prawa autorskiego. Opublikowanie (publikacja) występuje bowiem w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 1994 r. (dalej: pr. aut.) już w jej przepisach ogólnych – systemowych, tj. w art. 6 pkt 1 i 2. Zgodnie z nim publikacją jest utwór, który za zezwoleniem twórcy został zwielokrotniony, a jego egzemplarze udostępnione publicznie. Jest to typowe wąskie ujęcie, które łączy skutki prawne z utrwaleniem utworu na fizycznym nośniku (tzw. corpus mechanicum).
Podziału na wąskie i szerokie rozumienie publikacji nie było w dwóch poprzednich ustawach o prawie autorskim z 1926 i 1952 r. Jedynie Sąd Najwyższy w orzeczeniu (I CR 110/84), wydanym jeszcze na gruncie prawa autorskiego z 10 lipca 1952 r., sformułował wąską definicję publikacji, stwierdzając: “Przez opublikowanie utworu upoważniającego do jego rozpowszechnienia należy rozumieć ukazanie się tego utworu w jakiejkolwiek postaci, a więc także nadanie przez radio słuchowiska lub wystawienie w telewizji widowiska; jednakże umowa (…) może zakres tego pojęcia ograniczyć”.
A zatem co do zasady publikacja była szeroko rozumiana, lecz można ją było umownie zawęzić. Tak uczyniono np. w tzw. umowie generalnej między ZAiKS a ówczesnym Komitetem ds. Radia i Telewizji z 20 stycznia 1976 r. Umowa ta przewidywała, że publikacją jest jedynie wydanie dzieła drukiem lub w postaci fonogramu. Wszystko, co nie wchodziło w ten zakres, nie było publikacją, a tym samym autorom nie przysługiwało wynagrodzenie od ZAiKS.
W związku z wąskim rozumieniem publikacji obecnie pr. aut. używa pojęcia “rozpowszechnianie”: “Utworem rozpowszechnionym jest utwór, który za zezwoleniem twórcy został udostępniony publicznie” (art. 6 ust. 3).
Inaczej mówiąc, każda publikacja jest rozpowszechnieniem, ale nie każde rozpowszechnienie publikacją. To z kolei prowadzi do wniosku, że ustawa zezwala np. na rozporządzanie lub korzystanie z dzieł opublikowanych w formie książkowej, ale nie daje takiego samego uprawnienia np. na korzystanie z tej samej książki przeczytanej i wyemitowanej na antenie radiowej. Publikacja i rozpowszechnienie są zatem, ogólnie mówiąc, konieczne do tego, aby autor lub inna osoba uprawniona mogła korzystać z dzieła i nim rozporządzać na określonych polach eksploatacji (prawo majątkowe), np. w formie zwielokrotnienia określoną techniką.
W pr. aut. brak jak dotąd takiego pola eksploatacji, które wychodziłoby naprzeciw potrzebom środowiska sieci Internet. O ile bowiem pola eksploatacji związane z rozpowszechnianiem, np. nadanie czy publiczne odtworzenie, można próbować interpretować rozszerzająco, a więc podciągać pod obrót elektroniczny, o tyle pola związane z definicją publikacji, w jej obecnym kształcie, nijak się mają do tego obrotu (przy nadaniu inaczej położony jest akcent, to bowiem nie odbiorca, lecz nadawca inicjuje przekaz; tylko tzw. telewizja interaktywna zmienia dotychczasowy podział ról; krytycznie o “nadaniu” jako polu eksploatacji w sieci Internet wypowiedzieli się profesorowie Janusz Barta i Ryszard Markiewicz w książce “Prawo a Internet”, Kraków 1998).
Jak wskazuje Monika Czajkowska-Dąbrowska (Komentarz do ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, Warszawa 1995), wąskie albo szerokie rozumienie publikacji nie jest żadnym istotnym problemem merytorycznym (autorce chodzi tu bez wątpienia o tzw. obrót analogowy), ale może mieć duże znaczenie praktyczne.
Skutki wąskiego rozumienia publikacji będą szczególnie zauważalne w środowisku internetowym (mediów telematycznych). Publikacja w Polsce jest bowiem, mówiąc ogólnie, związana z obrotem egzemplarzami, co w odniesieniu do sieci Internet jest niemożliwe ze względu na brak fizycznych cech obrotu. Słusznie zatem wskazuje się, że trzeba zrezygnować z podziału na dzieła opublikowane i rozpowszechnione. Dlaczego bowiem np. nie przyznać instytucjom naukowym i oświatowym prawa do prowadzenia własnych badań opartych na rozpowszechnionych utworach, a nie tylko opublikowanych, jak chce art. 27 pr. aut.? Czy opublikowanie w Internecie jest tym samym co rozpowszechnienie? Prof. Janusz Barta i Ryszard Markiewicz podkreślają (materiały konferencyjne “Prawo a Internet, prawo autorskie i handel elektroniczny”, Warszawa 2001), iż w publikacji elektronicznej trzy tradycyjne (analogowe) jej cechy zostają zakwestionowane. Są to: publiczny charakter; niemożliwość definitywnego usunięcia ze zbiorów; istnienie utrwalonego egzemplarza.
Nakreślone tu problemy stara się rozwiązać wspomniana dyrektywa, która wprowadza dwa nowe pola eksploatacji przewidziane dla środowiska cyfrowego, a ściślej – komunikacji interaktywnej w tym środowisku:
- nowe prawo publicznego rozpowszechnienia (Komisja stwierdziła, że państwa członkowskie mogą dowolnie określić termin “publiczny”, a więc dopuszcza np. jego pominięcie),
- jego pasywną odmianę, tj. prawo udostępnienia dzieła publiczności (art. 3 dyrektywy).
Pierwsze należy rozumieć jako aktywną formę komunikacji (transmisję, retransmisję), przewodową lub bezprzewodową, w miejscu i czasie dowolnie wybranym przez odbiorcę (publiczność). Aktywność tego przekazu sprowadza się do działania osoby wprowadzającej treść (informację) w obrót, np. w pamięć serwera, tzw. uploading. Bez tego działania nie ma bowiem mowy o komunikowaniu treści w trybie prawa publicznego rozpowszechnienia. Trzeba taką osobę wprost nazwać twórcą informacji, choć nie jest wykluczone, że może nią być również pośrednik jako tzw. dostawca usług, czyli service provider. Na jego rolę wskazuje pośrednio sama dyrektywa w art. 5 ust. 1 oraz w preambule, opisując czynność tzw. cashingu oraz browsingu. Do grona twórców informacji zaliczeni zostali również przez dyrektywę nadawcy radiowi czy telewizyjni i ich przekaz interaktywny.
Drugie z wprowadzonych przez dyrektywę praw to nazwane przeze mnie dla pewnego uproszczenia pasywne prawo udostępnienia publiczności. Pasywność dotyczy tu czynności nadawcy (twórcy) informacji, albowiem to nie jego działanie inicjuje przekaz, lecz działanie odbiorcy (np. konsumenta), tzw. downloading. Tak więc to np. konsument ściąga do siebie na komputer utwór, ponieważ był on dostępny, czyli rozpowszechniony publicznie. Za obydwa ww. prawa (pola eksploatacji) autorowi powinno przysługiwać wynagrodzenie, czyli z jednej strony np. od producenta, z drugiej np. od konsumenta.
W pr. aut. brak stuprocentowego pola eksploatacji, które można by przez analogię odnieść do ww. pól z dyrektywy. Dla przykładu niemiecka ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z 9 września 1965 r., nie znowelizowana jeszcze pod kątem dyrektywy, już teraz jest interpretowana, w zasadzie, zgodnie z jej duchem, a to za sprawą § 15 ust. 2, który przewiduje, że autorowi przysługuje wyłączne prawo publicznego rozpowszechniania jego dzieła w formie niematerialnej.
W Polsce podejmuje się próby rozszerzającej interpretacji art. 50 pkt 5 pr. aut. dotyczącego pola eksploatacji, tj. publicznego odtworzenia i odniesienia go do środowiska cyfrowego. Na marginesie: to pole eksploatacji znalazło się w pr. aut. za sprawą konwencji berneńskiej o ochronie dzieł literackich i artystycznych. Jak się jednak wydaje, polski ustawodawca przetłumaczył zwrot “communication to the public” z konwencji w jego pierwotnym znaczeniu, tj. jako “publiczne odtworzenie”, podczas gdy w tekście paryskim konwencji, do którego Polska przystąpiła 28 listopada 1990 r., a w pełni 22 października 1994 r., używa się już słowa “publiczne rozpowszechnianie”. Wskazane próby rozszerzającej interpretacji pól związanych z odtworzeniem są niewystarczające dla środowiska cyfrowego. W odtworzeniu chodzi bowiem o dzieło opublikowane, wyemitowane następnie z materialnego egzemplarza.
Reasumując: należałoby rozważyć możliwość wprowadzenia nowych praw wyłącznych do pr. aut. i pokusić się o przegląd obowiązującej definicji publikacji pod kątem jej przydatności dla obrotu elektronicznego. Wydaje się, że ta w obecnym kształcie będzie wystarczała jedynie do obrotu analogowego.
Artykuł po raz pierwszy oblikowano w: Rzeczpospolita 17.05.2002 r.