Konferencję otworzył pierwszego dnia prof. Janusz Barta i prof. Ryszard Markiewicz. Panel tych wykładowców poświęcono w całości kierunkom rozwoju współczesnego prawa autorskiego na tle najnowszych polskich i światowych rozwiązań prawnych. Tytułem wstępu wymienieni wykładowcy sięgnęli do zeszłorocznych ulicznych protestów wobec Traktatu ACTA, które podobnie jak sam dokument przeszły już do historii. Z uwagi na wartość jedynie historyczną tego dokumentu, prof. Barta wyraził pogląd, iż ACTA to doskonały przykład tego, do czego może doprowadzić źle realizowany proces legislacyjny. Miał tu na myśli, oprócz zarzutów merytorycznych wobec art. 27 Traktatu, także ściśle tajny tryb rundowych obrad, o których przecieki pojawiły się dopiero dwa lata po rozpoczęciu prac, co szczególnie oburzyło opinię publiczną. Uzasadnienie dla tej „tajności” obrad z powołaniem na interes publiczny państw sygnatariuszy ACTA dolało – jego zdaniem – tylko oliwy do ognia.
„I tak i nie” dla „stosunku towarzyskiego” w Internecie
Profesorowie Barta i Markiewicz przedstawili obszerny katalog zagadnień, z którymi spotyka się dziś, i z którymi zmaga się współczesne prawo autorskie. Pojawienie się Internetu można – ich zdaniem – śmiało przyrównywać do rewolucji na miarę wynalezienia druku przez Gutenberga. Wykładowcy pochylili się w pierwszym rzędzie nad kwestią dozwolonego użytku osobistego w tzw. cyberprzestrzeni. Zasadnym w tym kontekście pytaniem jest to o zakres pojęcia „stosunku towarzyskiego” i możliwość jego rozciągnięcia także na sieć Internet. Konkluzja panelistów nie okazała się jednoznaczna, przynosząc konstatację, którą można by sprowadzić do odpowiedzi „i tak i nie”. Nie obroni się bowiem, zdaniem profesorów, „stosunek towarzyski” rozumiany jako masowo prowadzona korespondencja dokonywana na portalach społecznościowych z udziałem wszystkich tzw. znajomych – niezależnie od naszej relacji z nimi bliskiej czy dalszej, incydentalnej czy wręcz osobistej lub tylko „internetowej”. Taki „generalny kontakt” nie zostanie uznany za stosunek towarzyski. Nie wyklucza to jednak możliwości indywidualnej korespondencji i wymiany plików ze ściśle określoną osobą lub grupą znajomych, która miałaby realneprzełożenie na świat off-line, a tym samym mogła być porównywalna z tezą art. 23 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych („PrAut”).
Przy tej okazji, prof. Markiewicz odniósł się do projektu nowelizacji art. 23 PrAut, który na fali protestów wobec ACTA w ubiegłym roku złożył w Sejmie Klub Poselski Polskiego Stronnictwa Ludowego (pisaliśmy o tym tu). Projekt nowelizacji poszerza definicję stosunku towarzyskiego, uzupełniając ustęp drugi art. 23 PrAut w następujący sposób:
„2. Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego, zarówno bezpośredniego, jak i pośredniego, istniejącego pomiędzy osobami w ramach ich kontaktów przy użyciu środków komunikacji elektronicznej w rozumieniu ustawy z dnia 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz.U. Nr 144, poz. 1204 z późn. zm.), w tym za pośrednictwem Internetu.”
W opinii prof. Markiewicza, choć – podobnie jak prof. Barta – nie krył on swej sympatii dla zwolenników otwartej kultury, zaproponowana nowela jest niebezpiecznie szeroka i zbyt daleko idąca.
Utwory z nielegalnych źródeł
Prelegenci stanęli na stanowisku, że pliki pochodzące z tzw. „nielegalnych źródeł” mogą być przedmiotem korzystania w znaczeniu ich ściągania, jednak niedozwolone będzie ich rozpowszechnianie. Rozmówcy przedstawili dwa inne poglądy doktrynalne w tej materii, tj.:
1) Niedozwolone jest już samo ściąganie plików z nielegalnych źródeł, gdyż narusza to m.in. trójstopniowy test z art. 35 PrAut;
2) Jeżeli w ramach dozwolonego użytku osobistego koniecznym elementem ściągnięcia pliku z takiej witryny jest jego jednoczesne rozpowszechnienie, to praktyka ta jest prawnie dozwolona. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę, iż w ujęciu tym dozwolony użytek osobisty potraktowany został jako prawo podmiotowe, który to pogląd reprezentowany jest „śladowo” w nauce.
Prelegenci przytoczyli przykłady regulacji omawianej materii w innych państwach, tj. w Holandii, Francji oraz Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Prawodawstwo w Holandii zezwala m.in. na ściąganie plików z bezprawnych źródeł w ramach dozwolonego użytku osobistego. Jednak, co warto odnotować i o czym informowaliśmy niedawno na łamach PrawoAutorskie.pl, holenderski Sąd Najwyższy (Hoge Raad) zwrócił się do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z pytaniem prejudycjalnym zmierzającym do ustalenia, czy licencja ustawowa w postaci tzw. dozwolonego użytku prywatnego rozciąga się na korzystanie z kopii utworu pochodzącej z nielegalnego źródła.
Innym podanym przez wykładowców przykładem ma być Francja. Powołano tam w 2010 r. instytucję zajmującą się ściganiem cyberpiratów zwaną HADOPI. We Francji wprowadzono zasadę „do trzech razy sztuka”, zgodnie z którą wspomniana instytucja w pierwszej kolejności zobowiązana jest, po odnotowaniu naruszenia prawa, wysłać do domniemanego naruszyciela ostrzegawczy e-mail. Jeśli by to nie poskutkowało i naruszenie miałoby charakter trwały kolejnym krokiem może być oficjalny monit pisemny od HADOPI, który – wobec ewentualnego nieodniesienia pożądanego efektu – może w ostateczności doprowadzić do doniesienia HADOPI do francuskiej prokuratury. W katalogu potencjalnych kar znajduje się wówczas m.in. „odcięcie od Internetu”. Wykładowcy zwrócili uwagę na pomijaną we francuskiej procedurze koncepcję domniemania niewinności. Na pytanie o technologiczne sposoby odcięcia od Internetu jako jednej z kar grożących we Francji, rozmówcy uznali, że w obliczu potężnej skali możliwości komunikowania się na odległość i znalezienia podłączenia do Internetu (przez tradycyjne komputery, sieci WiFi, smartfony, telefony, tablety, itp.) nierealne jest odcięcie indywidualnej, oznaczonej osoby od Internetu. Aby więc walka z cyberprzestęcznością nie była tylko walką „z wiatrakami”, taka blokada dostępu do sieci może nastąpić jedynie na poziomie platformy, witryny internetowej, poprzez zablokowanie do niej dostępu. Z kolei w USA zastosowano 6-stopniowy „proces ostrzegawczy”, jednak kary są dość symboliczne, np. zwolnienie prędkości łącza internetowego.
Wyczerpanie on-line
Prelegenci zwrócili także uwagę na kwestię wyczerpania praw autorskich online. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że według tradycyjnego poglądu, niejednolicie prezentowanego w literaturze, nie dochodzi do wyczerpania majątkowych praw autorskich przy sprzedaży cyfrowych kopii utworów zawartych w formie plików, takich jak np.: mp3, mobipocket (.prc), EPUB (Electronic PUBlication). Przedstawione wyłączenie wyczerpania nie dotyczy sprzedaży tradycyjnych (papierowych, drukowanych) poszczególnych egzemplarzy utworów przez Internet i co do tej formy komunikacji nie ma sporów. Profesorowie potwierdzili i uznali za słuszny pogląd, iż nie dochodzi do wyczerpania praw autorskich przy sprzedaży cyfrowych kopii utworów. W tym kontekście pojawiła się także kwestia eksploatacji utworów w cyberprzestrzeni. Podczas debaty wyłonił się także pomysł tantiemizacji utworów audiowizualnych udostępnianych w Internecie. Prelegenci co do zasady przyznali słuszność takiej koncepcji uznając ją za wartą uwagi. Przyznali, że pewnym pomysłem może być w tym zakresie odprowadzanie opłat na rzecz twórców za każde wyświetlenie utworu w Internecie (na kształt dzisiejszego systemu organizacji zbiorowego zarządzania). Mogłoby to służyć ochronie interesów ekonomicznych twórców. Pomysł ten jednak – w opinii profesorów – niewątpliwie musiałby stanąć w obliczu trudnych rozwiązań technologicznych, takich jak chociażby sposób liczenia internetowych wyświetleń. Paneliści wyrazili w związku z tym obawę, iż pomimo nawet dobrych przepisów ochronnych, masowość eksploatacji utworów w Internecie oraz galopujący postęp techniczny znacznie utrudniałyby skuteczną egzekucję przepisów wprowadzających ten typ tantiemizacji, o ile w ogóle by jej nie uniemożliwiały. Anomia prawa doprowadziłaby nieuchronnie w krótkim czasie do dezaktualizacji przepisów, czyniąc je przestarzałymi i nieadekwatnymi do sytuacji rynkowej.
Odpowiedzialność pośredników w sieci
W następnej kolejności prelegenci pochylili się nad odpowiedzialnością tzw. podmiotów pośredniczących. Dwie najważniejsze kwestie, które się przy tej okazji wyłaniają to:
1) pytanie o dopuszczalność monitorowania treści przez service provider’a
2) pytanie o możliwość całkowitego zakazu łączenia z nielegalnymi witrynami.
Pewnej odpowiedzi na powyższe pytania udziela sentencja wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 12 lipca 2011 r. w sprawie C-324/09 L’Oréal i in. vs. Ebay (PrawoAutorskie.pl pisało o tym wyroku tu), w którym Trybunał orzekł, iż:
s
ądy krajowe muszą mieć możliwość nakazania tym spółkom podjęcia działań mających na celu nie tylko przerwanie naruszeń praw własności intelektualnej, ale także zapobieżenie nowym naruszeniom tego rodzaju.
Tendencją, która zdobywa coraz szersze poparcie, jest pogląd, iż przechowujący/dostawca usługi internetowej nie może zostać zobowiązany do filtrowania zasobów cyberprzestrzeni w celu sprawdzania, czy nie doszło do naruszeń prawa autorskiego. Pogląd ten potwierdził także francuski Sąd Najwyższy (Cour de cassation) w wyroku z 17.02.2011 r. z powództwa: La société Nord-Ouest oraz M. C… X… i La société UGC Image przeciwko spółce Dailymotion, sygn. 09-67.896, uznając, że przechowujący nie ma obowiązku sprawdzania stanu ewentualnych naruszeń, natomiast to uprawniony do utworu, chcąc chronić ten utwór i swoje prawa do niego, ma obowiązek samodzielnie przeszukiwać Internet i informować hostingującego o ewentualnych znalezionych naruszeniach praw do tego utworu, jeżeli zamierza tych praw bronić.
Kolejną kwestią poruszoną przez prelegentów była ochrona danych osobowych w kontekście odpowiedzialności hostingującego (service provider’a). Według polskiego prawa przechowujący zobowiązany jest do udzielenia informacji o naruszycielach prawa tylko na gruncie kodeksu postępowania karnego. Brak jest obecnie na gruncie prawa prywatnego lub publicznego odnośnego przepisu, który umożliwiałby zobowiązanie przechowującego do udostępnienia danych naruszyciela. Stan ten profesorowie podsumowali, odwołując się do zasady sprawiedliwości: skoro przechowujący jest tak wysoko chroniony i w zasadzie nie ponosi odpowiedzialności, a co za tym idzie nie może być pozwany przez uprawnionego do utworu, zatem należy udzielić prawnego wsparcia temu uprawnionemu i dać mu normatywne narzędzia, aby mógł ścigać bezpośrednio naruszyciela jego praw w Internecie.
Wykładowcy zgodnie przyznali, że aktualny stan prawa autorskiego nie satysfakcjonuje żadnej ze stron, ani twórców, ani użytkowników, ani wydawców czy producentów. Z jednej strony trudno jest zlokalizować naruszycieli, z drugiej zaś stan odpowiedzialności service provider’ów jest niewystarczający. Głównym źródłem takiej sytuacji ma być zdaniem prelegentów tzw. trójstopniowy test wyznaczający ramy dozwolonego użytku osobistego (art. 35 PrAut). W ich opinii przepis ten może uniemożliwić każdą licencję ustawową i nie uwzględnia interesów społecznych. Jakie zatem można zaproponować tu rozwiązania? Jako pierwsze rozwiązanie profesor Markiewicz żartobliwie zaproponował – wzorem wnioskodawców nowelizacji UŚUDE – wykreślenie przepisu art. 35 PrAut z ustawy, co jak wiadomo, nie tylko nie rozwiąże problemu, ale jeszcze go pogłębi. W sprawie drugiego rozwiązania prelegenci odesłali do inspiracji pochodzącej z Instytutu Maxa Plancka w Monachium w Niemczech. Zakładana koncepcja zakłada utrzymanie trójstopniowego testu połączone z jego modyfikacją tak, aby uwzględniał słuszne interesy osób trzecich i obejmował działania poza dozwolonym użytkiem osobistym, co, de facto, może oznaczać wprowadzenie anglosaskiego modelu fair use. O innej koncepcji modyfikacji kontynentalnego modelu dozwolonego użytku pisaliśmy także na łamach PrawoAutorskie.pl omawiając podstawowe założenia Europejskiego Prawa Autorskiego zaproponowane przez naukowców skupionych w tzw. grupie Wittem.
Świadczenie usług droga elektroniczną (UŚUDE)
Kolejnym bardzo aktualnym tematem poruszonym podczas panelu był projekt nowelizacji ustawy z dnia 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz.U. Nr 144, poz. 1204 ze zm.) (dalej UŚUDE). Projekt, który wzbudził gorący sprzeciw środowisk twórczych. PrawoAutorskie.pl krytycznie oceniało wcześniej założenia do projektu.
W Ministerstwie Cyfryzacji i Administracji trwają prace nad projektem i jego kształt ulega zmianie, jednak na dzień dzisiejszy dla odpowiedzialności za linki przyjęto, zgodnie z wolą twórców, zasady odpowiedzialności stosowane dla przechowującego (host providera). Sam link, bowiem, będąc niejako „przypisem”, nie stanowi o naruszeniu prawa. Problem jego legalności pojawia się dopiero wówczas, gdy odsyła on do witryny z nielegalnie zamieszczonymi tam treściami. Na gruncie kodeksu cywilnego („KC”) zastosowanie może wówczas znaleźć art. 422 KC. Zdaniem prelegentów odpowiedzialność właścicieli wyszukiwarek została w pierwotnym brzemieniu projektu przedstawiona zawile. Początkowo przyjęto dla niej model odpowiedzialności jak dla podmiotu dokonującego zwykłego przekazu (mere conduit), co de facto oznaczało brak odpowiedzialności, o ile podmiot taki sam nie byłby „inicjatorem” treści, nie dokonywałby jej selekcji, ani nie ingerował w treść oraz nie wybierał jej odbiorców. Skończyło się zatem na wykreśleniu kontrowersyjnego przepisu z projektu nowelizacji, zabrakło natomiast refleksji nad istotą materii. Zaproponowane przez prelegentów rozwiązanie zakłada więc przyjęcie dla właścicieli wyszukiwarek zasady odpowiedzialności takiej jak dla przechowującego, jednakże gdy właściciel wyszukiwarki poweźmie wiedzę o pliku naruszającym prawo, to zobowiązany będzie zablokować dostęp do tego materiału.
Pogranicza prawa autorskiego
Wykładowcy zwrócili także uwagę na przyjęcie w marcu 2013 r. przez niemiecki Bundestag tzw. Google Lex, ustawy znanej także pod nazwą „Pomocnicze prawa autorskie”, której celem jest przyznanie niemieckim wydawcom prasy wyłącznego prawa udostępniania w Internecie treści w celach komercyjnych. Zakłada ona, iż jeżeli w wyszukiwarce internetowej umieszczone zostaną fragmenty lub elementy utworów w celach komercyjnych, wówczas właściciel tej wyszukiwarki zobowiązany będzie wypłacić wynagrodzenie uprawnionemu do tych utworów. Z zasady odpłatności wykluczone jednak zostały „krótkie fragmenty utworów” i pojedyncze słowa. Prelegenci podkreślili brak sprecyzowania w tej ustawie pojęcia „krótkie fragmenty utworów”, co musi wzbudzać liczne pytania i rozbieżności interpretacyjne.
Mówiąc o współczesnych tendencjach prawa autorskiego nie można pominąć takich inicjatyw jak: Creative Commons i Open Source. Dochodzi tu do starcia dwóch postaw, które można by sprowadzić do pytań o „wolność” i „własność”? Zdaniem panelistów być może trzeba zrezygnować z własności na rzecz stworzenia reguły słusznego wynagrodzenia, reguły remuneracyjnej. „Własność” byłaby wówczas rozumiana jako swoboda dysponowania prawem połączona z gwarancją rekompensaty. W ujęciu prawa amerykańskiego mielibyśmy zatem do czynienia z przejściem od reguły property law do liability rule. W tak rozumianą nową konstrukcję prawa własności intelektualnej nieodłącznie wkomponowana byłaby wolność gospodarcza, stanowiąc jej istotny element.
Od tematu otwartej kultury już tylko krok do przedstawionych w tym roku przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji (MAiC) założeń do projektu ustawy o otwartych zasobach. Dość rzec, że w zgodnej opinii profesorów założenia te są wątpliwe i chybione, co szczególnie zamanifestowało się w postanowieniu zakładającym utworzenie „repertorium objaśniającego”, które miałoby tłumaczyć jaki materiał stanowi utwór, a który jest li tylko dokumentem urzędowym. Problem założeń MAiC polegał w głównej mierze na niedopasowaniu do realiów finansowania nauki i twórczości w Polsce. Bowiem granty publiczne stanowią w Polsce w przeważającej większości jedynie dodatkowe dofinansowanie do podstawowej pensji. Dofinansowanie to pozwala na zakup książek, odczynników, czy innych niezbędnych materiałów, nie zastępuje jednak w pełni całościowego wynagrodzenia dla naukowca lub twórcy, jak ma to miejsce w krajach zachodniej Europy czy w USA. Stąd też, w opinii prelegentów, uzasadnione są wyrażane przez twórców obawy wobec przedstawionych założeń MAiC, iż doprowadzą one do wywłaszczenia ich z przysługujących im praw. W tej sprawie paneliści prognozują dwa scenariusze dla założeń do projektu ustawy o otwartych zasobach:
1) podzielą one los ACTA,
2) ustawa ta wyznaczy jedynie ramy wspólnego funkcjonowania twórców i odbiorców, w której to funkcji będzie zupełnie zbędna, stanowiąc superfluum ustawowe.
Zdaniem wykładowców nie można utożsamiać projektowanej ustawy o otwartych zasobach z ruchem Open Source. Wolność funkcjonująca na gruncie Open Source powstała z woli twórcy (tu: oprogramowania), natomiast inicjatywa MAiC to próba normatywnego, zatem przymusowego wyłączenia, czy też znacznego ograniczenia prawa własności, co słusznie powoduje opór środowisk twórczych.
W kontekście rozważań o inicjatywach wolnościowych i projektowanej ustawie o otwartych zasobach pojawiło się pytanie z sali, czy trzeba wprowadzać aż tak drastyczne środki ustawowe, aż tak daleko idące? Czy nie można szukać rozwiązań na gruncie obecnie obowiązującego prawa? Profesorowie przyznali, że w obecnym stanie prawnym twórca zawsze może dobrowolnie, nieodpłatnie udostępnić utwór, jednakże odnosi to skutek jedynie na płaszczyźnie zobowiązaniowej. Rozwiązanie zaproponowane przez profesorów zakłada zawarcie przez twórcę z zamawiającym/ producentem/ wydawcą, umowy o wspólność prawa. Czynności prawne objęte zakresem takiej umowy wymagałyby zatem wspólnej zgody obu kontraktujących stron. Pojawia się tu jednak szereg problemów, chociażby w aspekcie zniesienia owej wspólności prawa. Prelegenci przypuszczają, że sąd rozpoznający sprawę o zniesienie takiej wspólności prawa albo w ogóle by jej nie zniósł, albo zniósłby ją w takim zakresie, by nadal utrzymać udzieloną przez twórcę licencję.
Podsumowując swój panel, profesorowie Barta i Markiewicz skonstatowali, że prawo autorskie we współczesnej dobie w coraz mniejszym stopniu pozostaje prawem autora, a coraz bardziej staje się prawem gospodarczym, prawem podmiotów gospodarczych, które, inwestując w utwory, oczekują, że przyniosą im one zyski. Tendencji tej nie można oceniać negatywnie, ani jednostronnie. Trzeba nieustannie obserwować rynek i zachodzące na nim zmiany społeczne oraz pilnować, by prawo autorskie mogło odpowiadać na aktualne potrzeby każdej ze stron.
Panel doktora Marka Bukowskiego
Następne panele w ramach XIII konferencji z cyklu Nowoczesne Prawo Autorskie prowadzone były przez dr Marka Bukowskiego, który omówił kolejno zagadnienia:
1) utworów osieroconych,
2) korzystania z utworów i przedmiotów praw pokrewnych w Internecie,
3) umów nazwanych z kodeksu cywilnego w obrocie autorskimi prawami majątkowymi i pokrewnymi,
4) zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi.
Naczelną zasadą przyświecającą Dyrektywie Parlamentu Europejskiego i Rady 2012/28/UE z dnia 25 października 2012 r. w sprawie niektórych dozwolonych sposobów korzystania z utworów osieroconych jest zdigitalizowanie utworów osieroconych i włączenie ich do domeny publicznej. Przy czym jednostkami uprawnionymi do korzystania z utworów osieroconych są według Dyrektywy jedynie publiczne instytucje kultury oraz publiczne radio i telewizja także z pewnymi ograniczeniami czasowymi. Brak natomiast w Dyrektywie obszaru dla komercyjnego zastosowania utworów osieroconych. Dopuszczalne zaś jest wedle Dyrektywy partnerstwo publiczno-prywatne, z tym ograniczeniem, że partner z sektora prywatnego nie nabywa żadnych uprawnień do utworów osieroconych, a zatem nie ma prawa w dalszej kolejności czerpać jakichkolwiek korzyści z eksploatacji takich utworów.
Doktor Bukowski podkreślił, że Dyrektywa 2012/28/UE jedynie na pierwszy rzut oka wydaje się łatwa do implementacji, jednakże przyglądając się jej poszczególnym postanowieniom dostrzec można, że jej transpozycja do porządku krajowego może sprawić wiele trudności.
Kwestia problematyczna pojawia się już przy kryterium opublikowania (art. 1 ust. 2 Dyrektywy). Zdaniem dr. Bukowskiego publikacja nie jest niezbędnym warunkiem, by dany utwór, przy spełnieniu pozostałych przesłanek, został uznany za utwór osierocony.
W kontekście korzystania z utworów w Internecie akcenty w pierwszej kolejności zostały położone przez prelegenta na omówienie współczesnych technik przekazu (takich jak serwisy internetowe, telewizja internetowa, webcasting (pierwotny i near-on-demand) oraz simulcasting (własny i obcy), telewizja IPTV oraz linkowanie, a następnie omówione zostały zasady odpowiedzialności podmiotów na poszczególnych etapach eksploatacji cyfrowej. Doktor Bukowski tytułem przykładu zaznaczył, że tzw. „telekomunikacyjny operator pasywny” jako operator świadczący „zwykłą” usługę przesyłową (mere conduit) nie jest podmiotem prawa autorskiego. Jednakże, jeżeli dla jego abonenta będzie miało znaczenie, jakie treści ów operator rozprowadza, wówczas może nastąpić sprzedaż usługi audiowizualnej, a co za tym idzie zastosowanie znajdzie także ustawa autorska. Doktor Bukowski przyznał przy tym, że różnica między tzw. service provider’em (dostawcą przekazu), a content provider’em (dostawcą treści) jest bardzo wąska i nieraz trudno uchwytna. Podkreślił także rosnącą tendencję do uznawania service provider’ów również za podmioty korzystające, a więc m.in. decydujące o zawartości danej usługi, co implikuje ich odpowiedzialność w świetle prawa autorskiego. Już dziś serwisy takie jak YouTube działają niejako „na granicy”, wykraczając daleko poza kompetencje zwykłego service provider’a. Co istotne, przy ustalaniu tej kwestii nie ma znaczenia fakt, że taki serwis jak np. YouTube przy okazji eksploatacji utworów sprzedaje także czas reklamowy, ale to, że ma wpływ na treść i zawartość portalu.
W kwestii odpowiedzialności za odesłania (linki) dr Bukowski skupił się na przesłankach jej wyłączenia, wskazując na brak ostrości kryteriów mogących wyłączyć taką bezprawność, tj.:
a) brak świadomości bezprawności treści, do której link odsyła,
b) brak czerpania korzyści,
c) usunięcie odesłania w razie informacji o bezprawności udostępnienia treści.
W toku rozważań pojawiło się także pytanie, czym w zasadzie jest tzw. e-book? Czy jest to kolejne pole eksploatacji, czy też nie. Odnosząc to pytanie do art. 50 PrAut dr Bukowski uznał, iż pojęcie e-book można rozpatrywać w dwóch aspektach:
1) zwielokrotniania techniką cyfrową (nośnik cyfrowy, np. CD),
2) usługi na żądanie (plik),
przy czym „najbezpieczniej” jest przyjąć, że pojęcie e-book jest przede wszystkim formą opisową, wymagającą każdorazowo kazuistycznego doprecyzowania.
Prelegent uznał w trakcie dyskusji, że Internet nie jest samoistnym polem eksploatacji, a jedynie swoistym kanałem dystrybucji, płaszczyzną technologiczną, przez którą zostaje przekazany sygnał. Jak więc w tym świetle opisywać wykorzystywanie utworów w Internecie tak, by płynące stąd zobowiązania i prawa były skuteczne i wiążące dla każdej z umawiających się stron? Najrozsądniej stosować w umowach najbardziej ogólne, opisowe, a zarazem pojemne pojęcia takie jak np. udostępnianie w sieciach teleinformatycznych.
Zatrzymując się przy temacie umów nazwanych z kodeksu cywilnego w obrocie autorskimi prawami majątkowymi i pokrewnymi, w tym zastosowania do materii praw autorskich instytucji użytkowania i dzierżawy, panelista wskazał na wyrok Sądu Najwyższego z dnia 26 stycznia 2011 r., (sygn. akt IV CSK 274/10), w którym Sąd uznał, że unormowanie w prawie autorskim umów mających za przedmiot prawa autorskie nie eliminuje stosowania przepisów kodeksu cywilnego, w tym jego części szczególnej. Omawiając sentencję wymienionego wyroku, dr Bukowski zgodził się co do zasady z jej treścią. Co jednak ważne, uzupełnił swą analizę o komentarz, iż wskazane w orzeczeniu zastosowanie przepisów KC do praw autorskich musi być podparte solidnym uzasadnieniem gospodarczym, wykazującym istotny interes ekonomiczny stron.
Następnie panelista pod wpływem licznych pytań z sali skoncentrował się na problematyce umów licencyjnych. Dyskusja w głównej mierze skupiła się na dwóch biegunowych kwestiach: możliwościach wypowiedzenia umowy licencji i sposobach utrzymania trwałości stosunku prawnego.
Doktor Bukowski potwierdził, że licencja nie jest czynnością obciążającą prawo autorskie i w konsekwencji nie podąża z tym prawem. Gaśnie ona w przypadku śmierci licencjodawcy, niezależnie od sytuacji licencjobiorcy, co jedynie potwierdza powyższą tezę.
W tym kontekście pojawiło się także pytanie o ustawowe regulacje czasu trwania umów licencyjnych i możliwość umownego kształtowania tego czasu. Czy możliwe jest udzielenie licencji bezterminowo? Według dr. Bukowskiego konstrukcja kontraktu tej treści skazana jest na porażkę, gdyż w świetle prawa (art. 66 ust. 2 PrAut) po pięciu latach umowa licencyjna wyłączna wygaśnie. Rozwiązaniem może tu być, zdaniem panelisty, precyzyjne określenie czasu, w jakim zależy nam, by trwał stosunek prawny wynikający z danej umowy licencyjnej. W związku z tymi rozważaniami i pytaniem z sali o skuteczność zobowiązania twórcy w umowie licencyjnej do jej niewypowiadania (w danym okresie czasu lub w ogóle), prelegent wskazał na wysokie ryzyko sprzeczności takiego zobowiązania z ustawą i to nie tylko z prawem autorskim, ale także z kodeksem cywilnym w zakresie swobody kontraktowania. Wyjątek stanowiłoby jedynie oprogramowanie komputerowe, dla którego rynkowym standardem mają być licencje bezterminowe. Zatem tylko w tym przypadku zobowiązanie twórcy do niewypowiadania umowy mogłoby zostać obronione bez ryzyka sprzeczności z prawem.
1 comment
“Tendencją, która zdobywa coraz szersze poparcie, jest pogląd, iż przechowujący/dostawca usługi internetowej nie może zostać zobowiązany do filtrowania zasobów cyberprzestrzeni w celu sprawdzania, czy nie doszło do naruszeń prawa autorskiego.”
To by znaczyło, że przechowywanie nie jest przetwarzaniem, co koliduje zaś z definicją RODO, gdzie przechowywanie danych jest także przetwarzaniem danych.